Pytanie postawione w tytule wydaje się bardzo banalne, a odpowiedź na nie zwyczajnie oczywista. To, co się chce. – Odpowiedziałby zapewne prawie każdy. Ale prawda jest taka, że (niestety, a może „stety”) nie jest to takie proste. Nie żyjemy już na szczęście w PRLu i nie istnieje GUKPPiW, ale to nie oznacza, że w publikacjach prasowych, a nawet internetowych, panuje „wolna amerykanka”.
Wolności jest jednak więcej, niż zakazów, a wolność słowa gwarantuje nam przede wszystkim konstytucja. Już na pierwszy rzut oka art. 14 nie pozostawia złudzeń: „Rzeczpospolita Polska zapewnia wolność prasy i innych środków społecznego przekazu”. W art. 31. § 3. czytamy jednak: „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”.
Granice wolności
Jak widać, istnieją więc przesłanki do ograniczania wolności słowa. Najbardziej enigmatycznie brzmi ta o ochronie moralności publicznej. Czym ona jest, kto ją ma definiować, kto odpowiada za jej stanowienie i interpretację? Więcej pytań niż odpowiedzi. Może powinien zatem powstać urząd ds. inkwizycji narodowej? Pozostawię to bez dalszego komentarza.
Zresztą w naszej konstytucji znajdziemy jeszcze więcej na ten temat. Na przykład art. 54 głosi: „§ 1. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji. § 2. Cenzura prewencyjna środków społecznego przekazu oraz koncesjonowanie prasy są zakazane. Ustawa może wprowadzić obowiązek uprzedniego uzyskania koncesji na prowadzenie stacji radiowej lub telewizyjnej”.
Osobiście uważam, że § 2. (a w zasadzie jego drugie zdanie) jest absurdalny lub przynajmniej archaiczny, ale to już moja opinia. Obiektywnie ważne jest jednak, iż wedle § 1. tak naprawdę każdy człowiek może być dziennikarzem i nie jest potrzebna do tego żadna licencja, czy koncesja. To bardzo istotne, zwłaszcza w epoce, w której każdy z nas ma przy sobie aparat (w telefonie) i możliwość publikacji (przez social media).
Dziennikarz – czy wszystko mu wolno?
Czego się zatem wystrzegać podczas wchodzenia w skórę dziennikarza freelancera? Z kodeksu karnego wynika, że na pewno nie można: znieważać prezydenta RP i kilku innych organów konstytucyjnych; znieważać, zniesławiać i pomawiać obywateli RP; negować zbrodni nazistowskich i komunistycznych; a także obrażać uczuć religijnych. Tyle i aż tyle, to już zależy od punktu widzenia.
Należy pamiętać jednak, że nie oznacza to zakazu krytykowania innych ludzi, nawet prezydenta. Jedynie nie można ich obrażać, co tak naprawdę sprowadza się do przestrzegania podstawowych zasad kultury osobistej. Zniesławienie oraz pomówienie odnoszą się natomiast przede wszystkim do mówienia prawdy. Oznacza to, że nie możemy „wygadywać” czegokolwiek o kimś (zwłaszcza stawiającym go w negatywnym świetle) bez uprzedniej weryfikacji tych doniesień.
Czy można zatem powiedzieć, że z wolnością słowa w Polsce jest całkiem dobrze? Raczej tak. Chociaż dużo w tym systemie zależy od sądownictwa, które orzeka o sprawach moralności publicznej, czyniąc z sędziów strażników naszych sumień. To oni rozstrzygają, co jest obelżywe dla majestatu obywatela, co obraźliwe dla uczuć religijnych, a co jest tylko satyrą lub sztuką. Trochę do życzenia pozostawia też wolność radia i telewizji, które są koncesjonowane. Na szczęście mamy jeszcze prasę i internet.
Autor: Michał Firlit – ciekawi go wszystko, co go otacza. Jest otwarty i rozmowny, a może nawet gadatliwy. Pasjonuje się sztuką, lubi podziwiać architekturę i naturę, a w ludziach dostrzegać inny światopogląd. Jest zagorzałym fanem Chelsea i Wisły Kraków. Uwielbia jazdę na nartach i żeglowanie. Nieustannie grywa w szachy. Jedną z jego pasji jest pisanie, a każdy kolejny tekst poprzedza filiżanką kawy. W Nagrodzie Młodych Dziennikarzy w Biurze Prasowym.